Od Rodney'a Do Asami

   W końcu okazała jakieś emocje... uśmiech i śmiejące się wręcz oczy. To musiała być radość, ale czemu ja się temu dziwię? Przecież to normalne. Nie dość, że wyszła bez szwanku ze starcia prawie oko w oko ze smokiem, to jeszcze uratowała kogoś... to chyba jest krzepiące. Korzystając ze swojego zadziwiająco dobrego stanu, błyskawicznie zeskoczyłem z podestu, na jakim wadery mnie położyły i ustałem na własnych łapach. Byłem od nich wyższy, ale nie powinno mnie to dziwić. Zawsze tak jest... no, a przynajmniej w większości przypadków.
- Dzięki. Ja też... ale... jak ty właściwie dałaś radę nas stamtąd wyciągnąć? To była sytuacja bez wyjścia. Jak w ogóle mnie przeciągnęłaś, to... - Nie potrafiłem odnaleźć dla tego odpowiedniego słowa. Niezwykłe? Niesamowite?... Głupie? Nic nie pasowało na tyyle, bym użył tego w zdaniu. Lepiej nie mówić nic, aniżeli powiedzieć coś bez namysłu, a potem mieć kłopoty.
- Iluzja. - Stwierdziła, tworząc przede mną złudzenie samego mnie, dość realistycznego, choć nieco przenikającego, jednak wystarczającego, aby kogoś oszukać. Na przykład smoka, rozwścieczonego i przez to rozkojarzonego, ale smoka... kto wie, czy nie najinteligentniejszą i najniebezpieczniejszą istotę na kuli ziemskiej. I wcale nie koloryzuję. To jedyne stworzenie, z którym każde spotkanie napawa mnie tak wielkim niepokojem i strachem. Ona go przechytrzyła, a do tego przewlekła mnie... nie wiadomo nawet jak daleko, aż tutaj.
- Będę ci dozgonnie wdzięczny. - Stwierdziłem, przyglądając się jej źrenicom. Mimo iż wyraźnie było widać iż jest szczęśliwa, jej oczy mimo to pozostawały jakby bez wyrazu. Wiedziałem, że to tylko złudzenie, że ona po prostu ma takie oczy, może to urok jej wyglądu, ale jest w nich coś dziwnego. Nie umiem tego określić... to coś jednocześnie mnie przyciąga, w tej chwili zmusza bym zrobił kolejny krok w jej stronę, a jednocześnie każe mi sie trzymać od niej z daleka - ostrzega: To niebezpieczne... ale to pewnie tylko ja sam wmawiam sobie, być może słusznie, że nie powinienem tak łatwo ufać. Równie dobrze i smok mógł być iluzjom, a moje rany, zważywszy na mój obecny stan w tak krótkim stanie, tylko moim własnym wymysłem, a może i nawet i jej dziełem. Kto wie, do czego jest zdolna...
   Zaraz. Nie, przestań, Rodney!
- A w ogóle... ile was tu jest? - Spytałem od razu, powstrzymawszy sie od snucia w głowie kolejnych teorii spiskowych. Wadera spojrzała się na mnie, wyraźnie zdziwiona pytaniem. Wiedziała o co chodzi, lecz mimo to spytała się:
- Nas, o znaczy kogo?
- Wilków. - Sprecyzowałem. Zrobiłem krok do tyłu, zbliżyłem się zbyt mocno... zacząłem czuc się nieswojo, bolał mnie brzuch. Jestem głodny, ahh Asami nie zastanawiała się zbyt długo, bez większego wahania odpowiedziała jednym prostym słowem, wyznaczającą liczbe członków watahy. "czternaście" Dopiero później doprecyzowała "czterech Basiorów, dziewięć wader... alpha nie ma partnera, może ci się poszczęści." Ostatnie słowa chyba dodała dla żartu, trudno to określić po tonie łączącym ze sobą radość i cakowitą obojętność.
- Ta, może... - Mruknąłem. - Czyli jest miejsce jeszcze dla jedego samca? - Spytałem.
- Cóż... możliwe. Wtedy byłoby już pięciu. - Uznała, całkiem dobrze udając zamyślenie. Nie zauważyłem nawet, kiedy medyczka opuściła grotę. Może poszła powiadomić alphę, że sie obudziłem? Jeśli ta o tym wie... Abo po prostu postanowiła zostawić nas samych. Hm...
- To jak, zaprowadzisz mnie do...
- Relijyon? Da się zrobić... ale najpierw polowanie. Od tego całego zwiewania przed smokami nieźle zgłodniałam, a ty? - Stwierdziła, odwracając się do wyjścia. Nie czekała na moja odpowiedź. Byłem głodny, brzuch dawał mi o tym znać już od kilku minut.
- Ha... nawet nie wiesz, jak bardzo. - Mruknąłem, idąc za nią.

<Asami?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.