Od Leji - Quest nr 1

 Zimny wiatr, wyraźnie pokazywał że trzeba wstać. Kto jak kto, ja lubiłam długo spać! Ale i tak nie wiedziałam czy sens ma to leżenie. W końcu powinnam teraz pilnować terenów i innych wilków. Ale ja?! Westchnęłam. Z nieba prószył śnieg, delikatne płatki najwyraźniej już wstały. Bo w tej chwili wesoło tańczyły walca tuż przy wyjściu z jaskini.Przez chwilę na nie patrzyłam moimi ognistymi oczami. Ale po kilku minutach znudziło mi się to. Ponownie westchnęłam i wstałam. Aktualnie na posterunku stały już inne wilki, więc nie było problemu żebym ja przeszła się na minutkę lub dwie. Ale co zaszkodzi mi siedzenie w tej jaskini? Nic nie zaszkodzi! Usiadłam ponownie, i położyłam głowę na łapie. Zaczęłam myśleć o swoim życiu. Aż w końcu temat zszedł na żywioł.Woda, woda daje dużo. Tutaj wszystko jest z wody. Ale gdybym tak... Miała i żywioł wody i umysłu? Mogłabym tworzyć iluzje dla jakiegoś ze zwierząt. Albo nawet czytać w myślach?
-"A może?"-Pomyślałam bez entuzjazmu-"Poszłabym do jarmarku, i kupiłabym wisior żywiołu!"-Pomyślałam i za jednym zamachem chwyciłam torbę. Zrobiona była ze skóry renifera. Jak większość moich rzeczy. Bransolety na ogonie, ze skóry renifera itd. Zawiesiłam ją na szyi, dźwięk dukatów zaczął dosłownie bębnic mi w uszach. Co nie było przyjemnym doświadczeniem. Chociaż... Nie wiele wilków z niego korzysta. Pokazałam uśmiech, nawet nie wiedząc jak wygląda uznałam że to psychopatyczny rodzaj uśmiechu . Gdy tylko wyszłam, promienie słoneczne, opadały na moje ciało, dając choć lekkie poczucie ciepła, co nie trwało długo gdyż po chwili opatulił mnie padający śnieg i chłodny wiatr. Wyruszyłam w drogę, która nie okazała się taka krótka jak się spodziewałam. Wędrowałam już dłuższy czas i nadal nie mogłam dojść a co chwila napadały mnie myśli iż wędruje bez sensownego celu i lepiej byłoby się wrócić. Jednak odganiałam te myśli. Przechodziłam obok jednej z większych polan. Leżało tam ciało rena (renifera). Ucieszona i głodna podbiegłam do niego. Zaczęłam jeść przekąskę, tak zawzięcie jakbym nie jadła przez około tydzień. Już po chwili najedzona i pełna sił poszłam na przód. Co chwilę rozglądając się na około. Jedyne co zobaczyłam to futro które leżało w miejscu gdzie jadłam.
~~Kilka minut później~~
Wreszcie dotarłam do celu. Jednej z większych jaskiń, z której dochodziło światło. Ogień. Ciepły, miły i przyjaźniej nastawiony ogień. Już miałam tam wejść, ale poczułam mniejszy ciężar na szyi. Nie było tam torby! Zła na siebie, zawróciłam. I zła, oszołomiona, i bardzo mocno zdziwiona zaczęłam węszyć. Chyba że może w tej sytuacji przyda się mój żywioł? Zaczęłam mocno się skupiać. Skupiałam się niemal perfekcyjnie, dlatego już po chwili gruba warstwa śniegu podniosła się do góry... Lecz nic tam nie było. Nie było torby z reniferów. Tylko kilka patyków, ziemi, i dużo śniegu! Ale ani jednej toby wypełnionej dukatami. Szybkim truchtem skierowałam się w stronę polany. Dopiero teraz przypomniałam sobie... Moja torba była ze skóry renifera! A gdy odchodziłam od tamtego miejsca, widziałam skórę! Myślałam że to renifer którego jadłam! Zła na siebie już po chwili stałam w dokładnie tamtym miejscu. Zaczęłam przerzucać ciało martwego zwierzęcia. Nic nie znalazłam... Los tak chciał. A los jest najmądrzejszy. Ale jednak, czemu akurat mi? Już miałam zacząć mówić do siebie ale gdy tylko zaczęłam mówić zobaczyłam zamazany kształt. Wyglądem przypominał kota, a w pysku trzymał skórę renifera. Skórę mojego rena. Zaczęłam biegnąć w tamtą stronę, moje łapy stawiały bardzo wyraźne ślady na puchu. A wiatr stawał się coraz bardziej silny. Gdy byłam blisko kotki (tak wyglądała na oko) skoczyłam na nią. Już po kilku sekundach turlałyśmy się po lesie. Co chwilę któraś próbując się udrapnąć lub ugryźć. Ale ta mała nie wydawała się dobra w walce. Już po chwili miałam swoją "zdobycz" w paszczy. Próbując wyrwać jej z pyska torbę z dukatami. Walka skończyła się moją wygraną, jednak nie chciałam wypuścić małej bez nauczki. Już miałam pomysł. Przytrzymując młodą, łapą, odwiązałam "gumkę" z swojego ogona, i przyczepiłam do niej trzy dukaty. Które zderzając się ze sobą dawały okropny dźwięk.
-Jeżeli chcesz "nagrodę" to mi się przedstaw.
Powiedziałam do niej ponuro.
-Bella Elisabet Marinette
Powiedziała słodkim głosikiem kocica.
-Prawdziwe!
Warknęłam.
-Genna.
Odparła.
-To damy Ci prezent.
Zażartowałam i włożyłam gumkę na jej szyję. Gdy Genna się ruszała było słychać dziwne dźwięki. Gdy odchodziłam jeszcze je słyszałam. Uśmiechnęłam się nam myśl, czy wytrzyma do następnego spotkania. O ile wytrzyma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.