Od Relijyon Do Kastiel'a

 W pewnym momencie na moim pyszczku rozkwitł wielki banan. Nie wiem ile czasu jeszcze się tak uśmiechałam, ale to nie ważne. Policzki mnie teraz bolą. Dlaczego ja zachowuje się jak dziecko? Cały czas udaję głupią i niedorozwinięta wilczycę... Hmm... Nie umiem się zachowywać inaczej. mam zbyt duży dystans do siebie. czasami zastanawiam się, czy nadaję się na Alphę.
Tear ni stąd ni zowąd stanął w miejscu.
 - Tu masz swoje mariuhaen - wskazał łapą na mała, brązową roślinkę bez łodyg. Miały one długie suche liście. Wszędzie rozpoznam to gówienko! Są specjalnymi ziołami na różne boleści, na kości i układ trawienny. Lubię je pic, bo są dobre.
 - Teraz idziemy po wodę. - Kastiel złapał kwiatka przy samym korzeniu i raz dwa go wyrwał.
 - TAK! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę wąwozu, gdzie znajdowało się stare jezioro tektoniczne. Było tu już od niepamiętnych czasów.
Gdy dotarłam na miejsce, rozbiłam łapa warstwę lodu i poszłam poszukać drewna. Musimy rozpalić ognisko! Zimnych ziółek nie będziemy pić, to jest pewne.
 Kastiel'a i Tear'a za bardzo nie przejęło to, że Relijyon gdzieś poszła. Lepiej jej nie powstrzymywać, bo można dostać w pysk.
 - A ta gdzie znowu polazła? - spytał Kastiel, rozglądając się za wysoko postawioną wilczycą.
 - Gdzieś na pewno - westchnął Tear i usiadł na śnieżnobiałym puchu. Wyciągnął łapy jak najdalej przed siebie, musiał rozciągnąć stare kości. Nie był już młody. Kilka dni temu skończył czterdzieści dwa lata, ale wszystkim wciska kit, że ma dopiero trzydzieści.
Chwilę później usłyszeli pisk Relijyon...

< Kastieluś.... pogrubione - 3 os. ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.