Od Asami Do Ashton'a

 Spojrzałam na niego z ukosa, chytrze się uśmiechając. Nim basior skończył swoją wypowiedź, która i tak nie miała sensu, nim się zorientował, szybkim zgrabnym ruchem, pchnęłam go w taki sposób iż zaorał pyskiem po chropowatym lodzie. Patrzyłam z chytrym uśmiechem na pysku, jak jedzie po lodzie kilka metrów, przebierając bezradnie łapami. Zatrzymał się w końcu, ten jednak kiedy próbował wstać, łapy rozjeżdżały się w przeciwną stronę, co wyglądało wręcz komicznie. Jego opuszki łap nie były chyba do końca przyzwyczajone po stąpaniu po ludzie. Po chwili usłyszałam jego krzyk.
- Pomocy! - krzykną do mnie, lecz natychmiast odwróciłam od niego wzrok, ignorując jego wołanie.
- Co? Ktoś coś mówił? - zapytałam się powietrza, które mnie otaczało, lecz nie usłyszałam odpowiedzi od strony lasu. Jednak za to, usłyszałam kolejne wołanie Ashton'a.
- Hello! It's me! - zaśpiewał, jednocześnie wymachując łapami, co wyglądało naprawdę śmiesznie, ze względu na to iż miał już problem z samym ustaniu prosto. Wyglądało to tak zabawienie, iż wybuchnęłam śmiechem. Jednak śmiejąc się zastanawiałam się czy to był mój prawdziwy śmiech. Tak dawno się śmiałam, iż nie pamiętam. Nie licząc śmiechu, który był raczej zaliczany do szydzenia z kogoś lub śmiechu samej dumy. Czy śmiałam się tylko na pokaz czy naprawdę? Już przestałam rozróżniać śmiech szczery od wymuszonego. Tak samo teraz, basior poznał mnie od wesołej strony, lecz nie wie jaka jestem na prawdę, jednak czuje, że niedługo pozna moją pozbawioną empatii stronę, co nastąpi chyba szybko, co czułam. Jednak, nadal chichotałam się tak jakby niby nic, odwracając się do niego, i wchodząc ostrożnie na zamarzniętą wodę. Lód, jak zawsze był gruby, więc nie było możliwości by pękł. Stąpałam po nim pewnym krokiem, panując nad swoimi łapami, by się nie rozjeżdżały. Podeszłam w końcu do basiora i delikatnie chwyciłam go zębami, za skórę na karku, niczym kot swoje młode. Podciągnęłam go do góry, tak by mógł wyprostować łapy i stanąć na lodzie. Po krótkiej chwili, basior już stał i niepewnym krokiem, doczłapał się do śniegowego brzegu, który teraz wydawał się iście stabilnym podłożem.
- Dzięki - powiedział, gdy już stał na śniegu. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
- Ej, słuchaj, jesteś już w watasze czy jeszcze nie? - zadałam mu pytanie, po czym skierowałam swój wzrok w jego stronę. On tylko kiwnięciem głowy, zaprzeczył.
- Jeszcze nie byłem u alfy - oznajmił. Wiedziałam bez zbędnych słów, iż raczej chciał by dołączyć, więc kazałam mu iść za mną, więc go zaprowadzę do naszej szanownej alfy - Relijyon. Szliśmy dobrą godzinę, zanim naszym oczom ukazała się szara smuga na horyzoncie, która była jaskinią Relijyon. Już nie daleko, a teraz byłam pewna iż, za kilka kwadransów, będę musiała się rozstać z wesołym basiorem. Nie chciałam się przywiązywać do nikogo i do niczego. Zawsze gdy się przywiązywałam do czegoś, traciłam to, przez to zawsze odczuwałam niesamowity ból po stracie, przez co zawsze jakiekolwiek dobre wspomnienie od razu przemienia się w samo cierpienie. Wspomnienie to lekko pogorszyło mi nastrój, co wyczuł Ashton.
- Coś się stało? - zadał pytanie. Ja jednak tylko pokręciłam głową, i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu.
- Nie, nic - odparłam krótko, zbywając niepotrzebne słowa. Dodałam jednak po chwili - Tu jest jaskinia alfy, nazywa się Relijyon, nie martw się. Ona nie gryzie, ona połyka w całości - zaśmiałam się lekko, próbując rozładować napięcie, które panowało wokoło mnie.
- Poczekasz na mnie? - zadał pytanie, spoglądając na mnie. Zatrzymałam się, zaciskając zęby, by nie palnąć czegoś głupiego lub by go nie urazić.
- Jeszcze się kiedyś znajdziemy - odparłam, uśmiechając się lekko, lecz do mych oczy znowu powróciła ta sama pustka co była wcześniej, nim spotkałam wilka.

Ashton lub szanowna alfa ? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.