Od Asami Do Rodney'a

 Kolejny dzień, szaro - biały, pozbawiony w zupełności barw. Śnieg, który wcześniej zaledwie delikatnie prużył, teraz przez wiatr, napierał prędkości, a delikatne wcześniej płatki, można teraz było porównać do żyletek, które cięły uszy, delikatny nos i dostawały się do oczu, powodując nie przyjemne uczucie, które doskwierało tej ziemi już codziennie jak i mnie. Jednak coraz częstsze wichury, zapowiadały co miesięczną wielką wichurę, która często przychodziła znikąd. Jednakże, teraz się zapowiada, niczym gość, który się zapowiada a gospodarz wie, że niebawem ma się go spodziewać jak i przygotować. Ja jednak, nie miałam się jak przygotować. Ostatniego renifera, zgubiłam przez tą małą zamieć. Teraz wiedziałam, że muszę się liczyć z tym iż nie będę jadła nic, przez kolejny tydzień lub dłużej. Tym bardziej iż ja nie tropię zwierzyny, tylko spaceruje, licząc na to, że sama się jakoś napatoczy. Taki łut szczęścia trafiał się rzadko, więc nie miałam dziś szczęścia. Ruszyłam w stronę gór, licząc, że tam spotkam jakieś stado reniferów, przez co byłam już zmuszona zacząć tropić, za czym nie szczególnie przepadałam. Do tego dochodziła parszywa pogoda, która nie ułatwiała i tak już, monotonnego zadania, jakim było szukanie zwierzyny. Teraz było można dostrzec, szaro - czarne odcienie skał, po których teraz szłam, choć były przykryte, wieczną białą pierzyną. Wiatr się nieco uspokoił, a płatki śniegu już nie cięły mi skóry na nosie. Można było w końcu szeroko otworzyć oczy i zaczerpnąć, zimnego powietrza. Jednak po chwili poczułam, lekkie drganie ziemi, która zamieniło się w naprawdę za bardzo wyczuwalne. Do moich uszu, dobiegł ryk, który słyszałam dopiero pierwszy raz w życiu. Kiedy, byłam jeszcze w moim starym ''domu'', słyszałam od starego basiora, który pewnie dawno już kopną w kalendarz, że widział na własne oczy, piękne majestatyczne stworzenie, które było tak śmiertelnie niebezpiecznie. Opowiadał, że cudem mu umknął, ale ten ryk i majestat, zawsze pozostaną w jego pamięci. Uwielbiałam opowieści tego starca, nikt mu nie wierzy, po za mną, która z bujną wyobraźnią zawsze wszystko sobie wyobrażała. Czyż to co teraz słyszę, jest tym legendarny smokiem z opowieści starca? Bez zbędnego zastanawiania się nad ryzykiem, które sobie teraz nakładałam, ruszyłam szybkim krokiem w tamtą stronę. Wychyliłam się za skały, która ochraniała nie przez wzrokiem smoka. Jednak nie tylko on rzucił mi się w oczy. W pysku trzymał wilka, którym rzucił o skałę, niczym szmacianą lalką, po czym z jego gardła wydobył się głośny ryk. Zabije go, zabije tego wilka, jeżeli teraz się nie wychylę, lub czegokolwiek nie zrobię. Ale co mogłam zrobić? To pytanie, przyszło mi na myśl za późno, gdyż już cała wyszłam za skały, ukazując się wielkiej istocie.
- Hej, ty! - krzyknęłam, wydobywając z swoich strun głosowych, wszystko co mogłam. Wielka istota, teraz popatrzyła na mnie, a jej zimne spojrzenie o mało mnie nie zamroziło od szpiku kości. Poczułam na sobie zdziwione spojrzenie, błękitnookiego basiora. Ryk, teraz skupił się na mnie, przez co położyłam uszy, próbując by nie pękły mi bębenki. Czułam na sobie jego lodowaty oddech. Spojrzałam z ukosa na jego potężną łapę, przy której były wielkie pazury, które jednym ruchem mogły by mnie poćwiartować. Podniósł łapę, i skierował ją w moją stronę, ale w ostatniej chwili, odskoczyłam, kierując się w stronę leżącego wilka. Smok, jednak był na tyle ogromny, by zajęło mu trochę zanim się odwróci w naszą stronę. Chwyciłam delikatnie basiora, po czym zawlekłam go w niewielką jamę, która cudem tu była. Odetchnęłam na chwilę, iż mamy jakiekolwiek schronienie, choć na chwilę. Wiedziałam jednak, że stworzenie, które było na zewnątrz łatwo nie odpuści. Spojrzałam na basiora, który mi się uważnie przyglądał.

Rodney?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.