Od Rodney'a Do Asami

 Wadera zdołała przeciągnąć mnie do jaskini w ostatnim momencie. Zaraz później mogłoby nie być ani nas, ani jaskini, którą smok po dostszerzeniu nas w niej, w mgnieniu oka zamroziłby swoim lodowym oddechem. Wściekł się, był naprawdę rozjuszony - bo nie tylko tygrys był do połowy zjedzony, a i dwie nowe ofiary zwiały mu sprzed nosa. Zza kanta skały, na której położyła mnie Zjawa Mrozów widziałem tylko przewijające się przed wejściem łuski gigantycznego gada, który w tej chwili ryczał i warczał wściekle, nie mogąc nas odnaleźć. Nie było sensu dłużej się mu przyglądać. Czy ona jest prawdziwa? Przyjrzałem się jej. Wcale nie przypominała ducha. Wokół niej nie unosiła się aura tajemniczości, a sierść była oblepiona śniegiem. Jedynie zielone, choć zdające się nie mieć w sobie wyrazu, oczy nie były pokryte warstwą mroźnego puchu. A mimo to miałem wrażenie, jakoby była stróżem. Moim czy ogółu... nieważne. Spróbowałem wstać. Nie udało się, większość moich kości pod wpływem impulsu wysłanego z mózgu o tytule "ruszaj się", zareagowała jedynie chrupnięciem, za którym szedł już tylko piekący i rwący ból. Jestem połamany. Nie ma mowy, abym zrobił choćby krok. Smoki sa potężnymi stworzeniami... to cud, że jeszcze żyję. Upadłem na śnieg, pewnie to zamortyzowało upadek. Szczęście? Opatrzność? Teraz i wadera sie mi przyglądała. Chyba wiedziała, jak ta sytuacja jest beznadziejna.
- Kim jesteś? - Wydusiłem w końcu przez rwący ból, który dotarł juz nawet do mojej szczęki.

<Asami?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.