Od Asami Do Ashton'a

 Biegłam szybko, nie zastanawiając się gdzie nawet niosą mnie łapy. Nie odwróciłam się za siebie, jeżeli bym się teraz odwróciła, najpewniej bym wróciła, czego najchętniej bym chciała uniknąć. Nie miałam zamiaru się przywiązywać do niczego i do nikogo. ''Jeżeli się do czegoś przywiążesz, chcesz to zatrzymać. A w życiu, nie można nic zatrzymać'', cytuje starego wilka, którego traktowałam jak dziadka. Opowiadał mi wtedy o swojej młodości a co za tym idzie i miłością. Te sprawy zawsze były mi obce, i jak na razie planuje że nadal będą mi obce. Nie czuje potrzeby na miłość. Mój charakter nawet mi na to nie pozwala. Gdy widzę, zakochane pary tylko mijam je obojętnie, w czasie gdy inni się nad nimi rozczulają i mówią jacyż oni słodcy i uroczy. Mówią o nich jak o małych, nowo narodzonych szczeniętach. O nich także nigdy nie myślałam. Zresztą, nie mam do nich podejścia a samym swoim głupim zachowaniem mnie irytują, lecz zdarzają się szczenięta, które mogła bym ciągle obserwować i analizować ich przyszły charakter. Teraz uświadomiłam sobie, że myślami odbiegłam od tematu basiora, którego zostawiłam przed jaskinią alfy, która i mnie kiedyś przyjęła z otwartymi ramionami. Wybrałam wtedy, stanowisko odpowiedzialne, lecz takie z który mam mało roboty. Jak na razie, nie mamy żadnych wojen, dzięki czemu ja mam święty spokój. Miałam spokój. Właśnie, miałam. Choć jak na razie miałam nadzieje, że basior daruje sobie, próbę zaprzyjaźnienia się ze mną. Kiedy jeszcze byłam mała uświadomiłam sobie, że nie mogę mieć przyjaciół. Nie posiadając empatii, nie mogę mieć przyjaciół, którym miała bym pomagać jeżeli nie posiadam sumienia i współczucia. Wszystko co robię jest czasami bardzo suche, pozbawione wyrazu. Jednak niektórzy nadal uważają, że po prostu mam ''zły dzień'' lub po prostu ''jestem zmęczona''. Ciągle tak tłumaczą moje oschłe uczynki. Teraz chociaż mogłam się pośmiać, a dawno nie czułam tego radosnego uczucia, które przybyło z znikąd. Nim się zorientowałam, byłam już przy mojej jaskini. Moja ciemna, zimna jaskinia, była moja. Moja czarna otchłań. Było w niej ciemno nawet za dnia, to w niej lubiłam. Panujący w niej mrok, odstraszał inne osobniki, a w mroku, kryłam się ja. Teraz mimo to, widząc jak wielka, jasna gazowa kula zachodzi za horyzontem, położyłam się na śniegu, przed pyskiem mając malutki strumyk, który w paru miejscach był zamarznięty, jednak było widać, czystą i krystaliczną wodę. Wokół mnie, zaczął zapadać pół-mrok a na niebie, zaczęły pojawiać się pojedyncze jasne gwiazdy, a wśród nich wielka tarcza księżyca. Padający wieczorem śnieg, przykrył moje futro a ja ciągle będąca w bez ruchu, byłam przykryta, cienką warstwą białego puchu.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.