Od Leji Do Szeylen

 Popatrzyłam na nią.
-Wczoraj wieczorem przyjęli mnie do tej watahy, stada... Stado-watahy?
Nie wiedziałam jak to nazwać. Uznałam że to jest po prostu Stado-Wataha. Znowu nie zręczna cisza. Po chwili wadera się odezwała.
-Chcesz się przejść?
Popatrzyłam na około.
-Dobra.
Powiedziałam. Nawt polubiłam tą wilczycę. A jak kogoś polubię to nawet miła jestem. Poszłam w stronę lasu. Wiatr delikatnie gładził nasze futro. A baaardzo małe płatki śniegu dotykały "drzew". Weszłyśmy do lasu. W kawałkach lodu było widać dziwne odbicia. W jednym wydawałyśmy się bardzo grube a w innych miałyśmy długie ogony. No nawet ciekawe odbicia...

< Szeylen? wena marna... Ale coś wyszło >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.