Od Leji - Konkurs

 Otworzyłam powoli oczy. Zobaczyłam jak piękne złote słońce powoli wschodzi nad horyzont. Jeszcze raz wolno mrugnęłam, poczułam że muszę wstać. Postawiłam łapy na ziemi i wyszłam na zewnątrz. Głód był bardzo wyczuwalny. Od razu pobiegłam w stronę lasu. Zaczęłam szukać jakiegoś renifera. Przeszukałam całą łąkę ale nic nie znalazłam. Dlatego też, poszłam do lasu. Zauważyłam tam prawie nie widoczne z daleka rysy. Poszłam do przodu cicho. Powoli wszystko nabierało, a po chwili stał tam renifer. Skoczyłam prosto w jego plecy. Wbiłam się zębami, a ten zaczął brykać. Za pewne chciał wyrzucić mnie na ziemie... Nie udawało mu się! Wskoczył na jezioro i zaczął skakać. Usłyszałam z zgrzytanie a lód pękł. Wlecieliśmy tam, za pewne "przekąska" chciała mnie utopić. Gdy renifer ruszał kopytami i na tym się skupiał ja przyczepiłam zęby do jego szyi i przegryzłam tchawicę. Zwierzę przestało się ruszać, najwyraźniej już go tutaj nie było. Ucieszona wypłynęłam na brzeg i wyszłam z wody. Ciągnęłam za sobą ciało renifera. Już miałam kierować się do jaskini ale usłyszałam rozmowę.
-... Jest śmiertelnie chora, trzeba wybrać kogoś kto puódzie po roślinkę... Gdy to usłyszałam szybko tam podeszłam.
-Ja mogę iść!
-Chcesz?
-Oczywiście!
-To musisz pójść na czubek tamtej góry...
-Aż tam?
-Tak... I znaleźć małą roślinkę. Przypomina koniczynę którą...
-Tak! Tak... Już idę!
-Dobrej drogi.
Krzyknęła tylko Gamma, gdy ja byłam już przy jedzeniu. Ugryzłam kawałek. Musiałam się najeść i wyspać przed wyprawą. Gdy tylko zjadłam całego renifera, poczułam się idealnie. Choć moje ciało dalej było chude. Poszłam w stronę jaskini i gdy tylko zamknęłam oczy... Przeszłam do krainy snów.

~~Po przebudzeniu~~

Otwarłam oczy. Był prawie środek dnia. Założyłam "torbę" którą zrobiłam z ciała renifera. Popatrzyłam po jaskini. Jest duża szansa że tutaj nie wrócę. Zostawię przyjaciół i wszystkich innych należących do stada. Westchnęłam i poszłam na przód. Śnieg zgrzytał pod moimi łapami, a małe śnieżynki raz po raz roztapiały się na moim futrze. Ale i tak twardo szłam do przodu. Musiałam dotrzeć na górę przed zachodem słońca. Rozglądałam się na boki. Było widać tylko śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg. A wataha razem z jaskiniami już całkowicie znikła mi z oczu. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Ponownie westchnęłam, a to robiąc śnieżynka wpadła mi na język. Jęknęłam a potem prychnęłam sama na siebie. Przecież muszę to zrobić. Szłam powoli, ostrożnie przyglądając się wszystkiemu. Miałam wrażenie że góry w ogóle nie zbliżają się do mnie. Czemu nie mam żywiołu super szybkości? Tylko woda! W czym ona teraz pomoże? Ponownie westchnęłam, a zaraz potem kolejny raz. Mogłabym tak prychać cały czas. Już miałam znowu prychnąć, ale poczułam że coś, a raczej ktoś mnie obserwuje. Popatrzyłam na około. Nic nie dostrzegłam. Ale po chwili usłyszałam ryk. Dostałam gęsiej skórki bo dostrzegłam biało-czarny kształt biegnący za mną. Zaczęłam biec. Moje łapy prawie topiły się w mokrym śniegu. Za mną pędził wściekły jak i bardzo szczęśliwy tygrys, który już miał nadzieję na dużą przekąskę. On chyba też miał motto "Nadzieja umiera ostatnia", ale w tym momencie nie za bardzo mnie to obchodziło. Ze strachem w moich ognistych oczach biegłam ile sił w łapach. W końcu byłam dosyć szybka. Ale wydawało mi się że będzie tu bardziej potrzebna moja inteligencja. Jak myślałam co zrobić w tej sytuacji przyszła mi ryzykowna myśl.
-"Wskocz na tamtą górkę ze śniegu, i odbij się. Skoczysz na kota i zabijesz go!" - To mówiła moja ryzykowna strona, która prawie zawsze wygrywała. Jak myślałam tak zrobiłam. Wskoczyłam na pagórek i odbiłam się od niego. Potem z lekkim zakrętem wskoczyłam na tygrysa. Przez co zaczęło kręcić mi się w głowie. Zasłabłam. Po takim bieganiu! Nie mogłam się teraz poddać. Z bardzo dużym wysiłkiem wgryzłam się w kota. Ten zawył prawie tak jak wilk, a potem po jego grzbiecie poleciała struga prawie czarnej krwi. Triumfalnie uniosłam głowę do góry. Wygrałam z tygrysem. Pierwszy raz! No... Już bardzo dużo razy z nim przegrałam. A dopiero teraz poczułam zdziwienie, czy zawsze muszę natrafić na drapieżnika? Ostatnio uratowałam wilka własnym ciałem, jeszcze... Wymieniałam chwilę. Dopiero po chwili przypomniało mi się po co tu szłam. Zeskoczyłam z martwego ciała dużego kota i podniosłam głowę. Jednak jestem bliżej niż przedtem! Poszłam w tamtą stronę z lekkim zachwytem. Góra na którą miałam wejść była wysoka, ale za to okryta nieskazitelnie białym, delikatnym śniegiem, który odznaczał się na ciemno szarym tle. Wejście na sam czubek to będzie nie lada wyzwanie. Ale jednak dodała mi otuchy chęć na przygodę. Już miałam iść ale zatrzymałam się tuż przed górą. Słońce już za godzinkę albo dwie zajdzie. Popatrzyłam prosto na przód. Nie było żadnych skał które by chociaż przypominały schodki. Zmarszczyłam nosek.
-"Spróbuj się wdrapać. Przecież na pewno nie jest tak stromo jak się wydaje"-Powiedziała moja głupsza strona. Powszechnie nazywana optymistyczną.
-"Poszukaj czegoś. Nie słuchaj jej!"-Powiedziała moja mądrzejsza strona, która pierwszy raz zabrała moje łapy. Posłuchałam jej i skręciłam w bok. Góra wydawała się tak wielka że nie za bardzo widziałam jej bok. A co bardziej tył. Zrobiłam zrozpaczoną minę. Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać czy nie wybrać optymistycznej strony. Ale zdecydowałam że w ten sposób tylko bym pogorszyła sytuację. Prze chwilę bezczynnie leżałam, zastanawiając się nad sobą. Nagle nie wiadomo z kąt zobaczyłam mała jamę w górze. Zaciekawiona weszłam do niej, a tam zobaczyłam tylko porozwalane kamienie.
-Ale mogę po nich wejść!-Prawie krzyknęłam uradowana. Weszłam po nich lekko się trzęsąc. Ale uważając żeby kamienie się nie rozsypały. Zobaczyłam światło. Podeszłam do niego, w ten sposób wychodząc też na bok góry. Chwilę patrzyłam na około, co dalej. Już miałam z tond zejść, ale zobaczyłam odstającą skałę od góry. Wyglądała na stromą, ale nadzieja zawsze wygrywa. Zamknęłam oczy i skoczyłam w tamtą stronę. Nie miałam gruntu pod łapami, ale za to czułam jakbym chodziła po wietrze. Już po chwili to uczucie zniknęło a zamiast niego poczułam zimny śnieg. Otworzyłam oczy. Byłam na tamtej skale! Mogłabym zatańczyć taniec radości, ale wtedy bym spadła. Powoli przeskoczyłam na kolejną skałę, a moim oczom ukazała się mała roślinka. Wyglądała jak koniczyna, ale jednak była trochę większa. Zerwałam ją ostrożnie a potem włożyłam do torby. Uśmiechnęłam się chyba pierwszy raz od około 1 roku. Powoli położyłam łapę na kolejnej skale, a potem przeskoczyłam na drugą. To że zdobyłam to co miałam dodało mi otuchy. Drogę powrotną przeszłam łatwo. Wiedziałam kiedy byłam w połowie, bo zobaczyłam ciało tygrysa. Ominęła je bez ani jednego słowa i poszłam dalej. Już byłam dosyć daleko, ale usłyszałam ryk. Był tuż za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam tygrysa którego dzielił tylko jeden metr ode mnie. Tygrysa który był już trak poraniony ze powinien być zabity. Tygrysa którego pokonałam. Chciałam uciekać, ale łapy odmawiały mi posłuszeństwa. Zastygłam przed drapieżnikiem! Zaczęłam panikować. Kot biegł do mnie z dużą szybkością. Zamknęłam oczy. Nie poczułam bólu. Ani nic w tym stylu. Tylko odgłosy walki...

Gdy odgłosy ucichły, a strach rozpłynął się w powietrzu. Sama z siebie otworzyłam oczy. Zobaczyłam Tear'a. A na jego ramieniu serka? Strach zamienił się w zdziwienie. Kocur powoli mi wszystko wytłumaczył. Że wylegiwał się na miękkiej górce śniegu (jak zawsze). Ale usłyszał głos serka. Który mówił że widział jak przechodziłam. Trochę się zdenerwowałam bo fretka mnie szpiegowała! Ale i tak byłam wdzięczna. Potem oznajmiłam że oboje mogą iść ze mną do watahy. Bo w końcu mi pomagali. Więc w pewnym sensie też mają tę roślinkę...

~~W watasze~~

Dotarłam do jaskini alf w ostatniej chwili. Właśnie w tej sekundzie słońce całkowicie zaszło za horyzont. Ile sił w łapach podeszłam do Relijyon. Obok niej siedział basior.
-Mam!
-Podaj.
Powiedział a ja bez ani jednego słowa przyglądałam się temu. Gamma już po chwili dała do zjedzenia roślinkę alfie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.