Od Shinigami'ego Do Relijyon

 Szedłem przez gęsty las od kilku godzin, szukając jakiegoś miejsca żeby przenocować. Włóczyłem się od tak dawna, a jakoś wciąż nie znalazłem tego miejsca, w którym chciałbym się zatrzymać na stałe. Czy to dziwne? Może… Z resztą – nawet nie wiem czy istnieje miejsce, w którym znajdzie się ono i dla mnie. Eh… To moje rozerwanie między światami jest bardzo uciążliwe… Gdzie nie pójdę, nigdzie nie pasuję. Może w końcu znajdę własny kąt, w którym inni nie będą mnie osądzać? Przecież sam sobie takich rodziców nie wybrałem… Gdybym mógł wybrać, z pewnością nie wybrałbym ich…
Stanąłem po środku ośnieżonej polany i rozejrzałem się. Biały puch sięgał mi do połowy łap, było coraz zimniej, zbliżał się wieczór. Las był tu rzadki, ewidentnie zbliżałem się do wyjścia z niego i jakiejś otwartej przestrzeni. Chociaż nie tego powinienem szukać, a jakiejś jaskini bądź jamy, żeby przenocować.
Ruszyłem spokojnie, po chwili znów znajdując się między drzewami. Z każdym krokiem byłem bliżej jeziora, które czułem od jakiegoś czasu. Przyjemny wieczorny zapach mieszał się z wonią chłodnej wody i mgły, zamarzniętego sitowia oraz śniegu i świerków. Odetchnąłem znajdując się w końcu na otwartej przestrzeni.
Jezioro jak jezioro, ale i tak wyjątkowo pięknie wyglądało. Mgła nadawała temu miejscu swoistego uroku zwłaszcza, że na horyzoncie słońce właśnie chowało się za widnokręgiem, rzucając fioletowo-niebieskie, chłodne, zimowe światło na całą równinę. Podszedłem do brzegu skutego lodem jeziora, by usiąść w śniegu i patrzeć zamyślony na ostatnie promienie, które ślizgały się po białej okolicy, a następnie zniknęły zostawiając jedynie fioletową poświatę, również powoli znikającą, po niedługim czasie ustępując miejsca gwiazdom i okrągłej tarczy księżyca w pełni.
Odetchnąłem chłodnym powietrzem, zamykając na moment oczy. Lekki wiaterek muskał swymi delikatnymi palcami me futro, rozwiewając grzywę i kojąc mięśnie zmęczone długą, całodzienną wędrówką. Zamyślony, pogrążony w świecie swoich myśli nie spostrzegłem kiedy nad jeziorem znalazł się ktoś jeszcze... Gdy otworzyłem oczy, po drugiej stronie, oświetlona od tyłu księżycowym blaskiem, siedziała wadera o popielatym, gładkim futrze… Siedziała patrząc na mnie uważnie swymi ciemnozielonymi, niemalże czarnymi oczami, w trakcie kiedy moje świeciły szkarłatem. Nasze spojrzenia się zetknęły.
Wadera była młoda, miała bardzo delikatną sylwetkę, zgrabnie umięśnioną i proporcjonalną. Szczupła i gibka, o żywych, teraz głęboko zainteresowanych mą postacią oczach, w kolorze igieł świerków w lesie za mną. Szare futro zwieńczała dłuższa grzywa i ogon o ciemniejszej barwie, a jej grzbiet, przednie łapy i czoło zdobiły kolorowe fragmenty, jakby zrobione z opali. Na szyi tajemniczej wadery wisiał drobny, skromny wisiorek o barwie nieba jesienną nocą.
W pewnym momencie wilczyca wstała, by ruszyć po oblodzonej tafli w moją stronę z nieodgadnionym wyrazem na pysku. Zbliżyła się do mnie truchtem, by zwolnić i zatrzymać się kilka metrów przede mną, wciąż uważnie mi się przyglądając.
- Kim jesteś? Dziwnie pachniesz… – spytała ciekawie dźwięcznym głosem. Ewidentnie miała nie więcej niż dwa i pół roku, bardzo była młoda, a biła od niej energia, chociaż teraz trochę zagłuszona zainteresowaniem.
- Zadałaś bardzo dobre pytanie… - odparłem spokojnie, również się jej przyglądając. Przekrzywiła głowę.
- To znaczy? – chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała, bo nieco zbiło ją to z tropu.
- Może prościej będzie, jeśli się przedstawię… Nazywam się Shinigami… - oznajmiłem takim samym tonem co wcześniej.
- Relijyon… Czego tu szukasz? – zadała inne pytanie, również się wpierw przedstawiwszy.
- Niczego szczególnego. Miejsca, gdzie będę mógł zostać na stałe – odrzekłem. Wciąż uważnie mi się przyglądała. Najwyraźniej wciąż stała się rozgryźć, kim, czy też raczej czym jestem. Jednak machnęła przyjaźnie ogonem, a jej oczy i pysk się uśmiechały.

<Relijyon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.