Od Glenn Do Zayan'a

 Małpie zachciało się skakać po drzewach. Mogłam się tego spodziewać, tia... Tolerowałam to w miarę do momentu gdy basior spadł w zaspę, a śnieg z gałęzi opadł na moja głowę. Stawałam się udawać niewzruszoną, ale gdy oczami wyobraźni przedstawiłam siebie, z miną taką, jakbym miała zaraz zemdleć i jednocześnie iść na ścięcie. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, otrzepując z siebie resztki białego puchu z mojej czupryny.
 - Jeśli chciałeś mnie rozśmieszyć, to ci się udało - uśmiechnęłam się, przecierając łapą pysk.
Basior w odpowiedzi triumfalnie podskoczył, dobijając do gałęzi, która znajdowała się centralnie nad jego głową.
Dosłownie sekundę później, o mój łeb zahaczył jakiś ptak. Jego szpony wplątały się w moje kłaki i jastrząb z marnym skutkiem próbował się wydostać.
 - Wybacz - powiedział, kiedy udało mu się odplatać pazury z moich włosów.
Mój łeb wyglądał w tej chwili jak jedna, wielka, blond góra gunwa. Nawet mój towarzysz nie powstrzymywał się od śmiechu.
Gdy już w miarę się uspokoił, zapytał mnie o imię.
 - Glenn. A teraz ty powiedz jak cię zwą. Ciekawi mnie jakie bardzo szlachetną nazwę dostałeś. Mam nadzieję, że to nie będzie coś typu Butelka Zbyszek. - powiedziałam, siłując się na poważny ton.

< Zayan? Nie sprawdzałam :P >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.