Od Michaeli Do Amir'a

 Schowałam zęby i powoli zeszłam z basiora, nadal zachowując ostrożność. Kimże mógł być ten skrzydlaty stwór? Wilkiem? Dzisiaj coś mi się za bardzo żartów zachciewa.W każdym razie jedno jest pewne: nigdy wcześniej go nie widziałam. Albo jeśli go widziałam, to nie pamiętam... Co mi się często zdarza.
 - Wybacz - mruknęłam sucho, po czym odwróciłam się w stronę jeziora. Miejsce, w którym niecałe pół godziny temu rozbiłam lód, powoli znowu zamarza. Prawdę mówiąc, pięknie to wyglądało. Pomyśleć, że mogłabym to małe jeziorko zatruć kwasem. Wszystko wtedy zamieniłoby się w jedno wielkie bagno - zwabiłoby to Wyklętych. Oni wszyscy uwielbiają zniszczoną naturę... Kochają wszystko co zostało zniszczone.
 - A... A ty j-jak się n-nazywasz? - spytał niepewnie, cały czas stojąc w tym samym miejscu. Wyglądał na lekko... Na trochę bardzo przerażonego moją osobą. Zazwyczaj basiory, których spotykam, odgryzają się jakimiś beznadziejnymi tekstami, bądź też wywyższają się ponad wszystkich. Żeby zaimponować waderom, mówią o tym, czego nigdy nie zrobili... Ten natomiast był od nich inny... Bardziej wrażliwy i nieśmiały. Postanowiłam nie być dla niego taką zimną su*ą jak dla reszty bezmózgich "łamaczy serc"...
 - Michaela, miło mi - posłałam mu ciepły uśmiech, zachęcając do dalszej rozmowy. - Orientujesz się trochę co do tych terenów?
 - N-no nie bardzo - powiedział lekko ośmielony przez moje zachowanie. - Ale słyszałem, że niedaleko jest jakaś wataha...
 - Świetnie - odparłam z entuzjazmem - Idziesz ze mną ich poszukać?

< Amir? W końcu! Zawsze trzeba zacząć od tej bezpłodnej rozmowy c'nie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.