Od Amir'a Do Michaeli

 Stawiałem kroki ciężko i wolno, chcąc by nie tracić cennej energii, której zużyłem już zbyt dużo. Kilka dni temu złamałem skrzydło, które teraz wlekłem, niczym nie żywy członek ciała. Każdy ruch, powodował ból lewego skrzydła. Kość była najpewniej złamana, a nie odważyłem się jej nastawiać, wiedząc, że będzie to niesamowity ból. Dokuczał mi także żołądek który co chwilę przypominał o sobie, w sposób nie zbyt przyjemny, był pusty a ja głodny. Nie miałem już sił by zrobić cokolwiek, szłem przed siebie, bo tak nakazywał mi rozum, jak i instynkt, chciałem przetrwać, chciałem przeżyć. Nawet jeżeli teraz bym się poddał, upadł, nadal chciał bym żyć. Nie mam dla kogo, ale chciał bym istnieć.
Spojrzałem w górę, pogoda była naprawdę przyjazna. Słońce było w zenicie, środek dnia. Świeci mocno, grzeje moje plecy powodując iż choć to jest ulgą. Moje ciało muska lekki przyjemny wiatr, który jest tu pewnie zawsze. Za sobą zostawiam znaczące ślady, gdyż włóczę za sobą skrzydło. Wisiało bezwładnie, lecz powodując z drugiej strony ból. Przede mną rozciągał się biały horyzont Były tylko pojedyncze wielkie drzewa, które były przykryte śnieżno białym puchem, który zresztą był wszędzie. Jednak teraz gdy się dowlokłem bliżej, dostrzegłem zarys małej górki, przy której płynęła spokojnie jakaś rzeczka. Zboczyłem z obranej drogi, kierując się w tamtą stronę.
Gdy doszłem do jednego z drzew, postanowiłem się pod nim położyć i odczekać chociaż parę dni. Jednak wiatr przywiał do mnie nowy zapach, konkretnie wilka. Sądząc iż był to zapach delikatny doszłem do wniosku, że jest to wadera. Ruszyłem w tamtą stronę, skąd dochodził zapach wadery. Wychyliłem głowę za górki. Zauważyłem leżącą na plecach wilczycę, marudzącą coś pod nosem. Najwidoczniej była tak zajęta, że nawet nie mnie usłyszała. Był to pierwszy wilk, którego widzę od ponad roku. Poczułem jak zaciska mi się krtań na samą myśl, bym się odezwał. Jednakże postawiłem słabo łapę na śniegu, ukazując swoją sylwetkę do połowy. Westchnąłem po cichu, po czym zebrałem się na odwagę i jedyne co, to jęknąłem:
- Em...Przepraszam...? - chciałem zwrócić na siebie subtelnie uwagę, by jej nie wystraszyć. Jedyne co dostrzegłem, to błysk jej chorobliwie zielonych oczu. Były lekko wystraszone, ale i opanowane. Ciężar na klatce piersiowej, okazał się być jej łapami, którymi mnie przygniatała do śniegu, ukazując swoje białe kły. Dobrze wiedziałem, że jeden jej ruch i już leże, na śniegu w plamie krwi, z przegryzionym gardłem. Jedyne co zrobiłem to zamknąłem oczy i syknąłem z bólu, mówiąc jednocześnie.
- P-Przepraszam...N-nie chciałem cię w-wystraszyć... - jąkałem się z powodu bólu. Skrzydło ostro dawało się we znaki.
- Kim jesteś i czego tu szukasz!? - warknęła, nic sobie ze mnie nie robiąc. Otworzyłem swoje błękitne, spokojne lecz i smutne oczy, mówiąc.
- A-Amir...jestem tu tylko przypadkiem...a teraz, proszę zejdź ze mnie, mam złamane skrzydło - powiedziałem spokojnym tonem głosu, lecz przepełnionym bólem. Wadera widać, była dobrze odżywiona i silna. Teraz ja ledwo stałem na wychudzonych łapach ze złamanym lewym skrzydłem. Wydawać by się mogło, że patrzy teraz na nią chodzący szkielet, z szalikiem na szyi.

Michaela? ^^ Przepraszam za wszelkie błędy xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.