Od Asami Do Kastiel'a

 Basior podsunął mi kawałek mięsa, pod moje łapy, mówiąc jednocześnie, że jadł już i jeżeli chcę mogę skonsumować kawałek mięska. Podziękowałam cicho, czując jednocześnie jak mimowolnie uniósł mi się kącik ust, powodując na moim pysku ledwo widoczny uśmiech. Nachyliłam się i zaczęłam kawałek po kawałeczku odrywać mięso, połykając je. Było już zimne, lecz nadal tak samo smaczne jak świeże. Żyjąc w takim środowisku, trzeba cieszyć się z tego co się ma, a jeżeli się to dostało za darmo, powinno się być wdzięcznym. Czułam jak basior, siedział obok mnie, lecz jego myśli były gdzieś daleko. Milczał, słyszałam tylko jego lekki oddech jak i odgłos połykanego prze zemnie, kawałków mięsa. Nie jadłam od bardzo dawna, co sprawiło, że poczułam zadowolenie, które najwyraźniej było efektem napełnienia pustego żołądka. Jednak, czułam, że jest to błędne koło, które będziemy powtarzali do końca naszych, beznadziejnych dni. Jemy, znowu stajemy się głodni, polujemy - jeżeli coś złapiemy, jest dobrze, ale gdy się nam nie uda - głodujemy, opadając jednocześnie z sił. Mimo iż nasz gatunek jest na samej górze łańcucha pokarmowego, zawsze, w każdej chwili możemy umrzeć. Możemy źle stanąć łapą, łamiąc ją, a kość która złamię w w stronę żył, przerwie ją, powodując krwotok wewnętrzny. Możemy spaść w lodowatą otchłań, na środku jeziora, może załamać się lód, co graniczy z cudem, ale jest prawdopodobne. Żyje na tej białej pustyni, trzy lata, a nadal się uczę. Uczymy się zawsze, do końca, gdy przyjdzie po nas wieczny sen.
Oblizałam pysk, kończąc na tym moje rozmyślania. Było to jedno z wielu myśli, które mogę poruszyć praktycznie przy każdej najmniejszej czynności, którą wykonuje codziennie, odruchowo mechanicznie. Wyprostowałam się, wracając do prostej siedzącej pozycji. Przede mną, nie było nic, tyko lekko zabrudzony śnieg. Lekko czerwona plama, wyróżniająca się wokoło białego otoczenia. Popatrzyłam w stronę, gdzie skupiał swój wzrok biały basior. Nie było tam nic szczególnego, co by przykuło większą uwagę, typowego wilka. Na horyzoncie można było tylko dostrzec, zarys majestatycznych gór, które teraz wydawało by się, że są mniejsze od nas. Ogromny las, z potężnymi drzewami, wydawał się być cienkim sznurem, który oddziela białe niebo, z także białą ziemią, by się nie stały jednością.
Zimne powietrze, owiewało moją sierść, która była dość specyficzna pod względem kolorystycznym jak i dobraniem koloru moich tęczówek oczu. Czułam na sobie, jak powietrze delikatnie muska mój pysk, powodując jednocześnie uczucie, przyjemne lecz i bolesne jednocześnie. Wydawało by się, że delikatny wiatr, okazuje się niewidzialnym ostrzem, który subtelnie zadaje małe, lecz coraz częstsze rany.
Wdychałam tlen, czułam jak rozlewa się po moich płucach, powodując uczucie chłodu od wewnątrz mojego ciała.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kastiel'a, który kątem swoich czerwonych oczy, spojrzał się na mnie. Czując na sobie jego wzrok, odruchowo także spojrzałam na niego, ten wymówił moje imię, chcąc bym skupiła na nim moją uwagę, więc tak zrobiłam, a on zapytał się.
- Chciałabyś wyruszyć ze mną na kilkotygodniową wyprawę? - zamrugałam, lekko zmieszana, czego jednak nie było po mnie widać. Miałam kamienny wyraz pyska jak i pusty wyraz oczu, jak zawsze. Lecz czułam jak w moich zielonych obojętnych oczach, pojawiła się iskierka zaintrygowania pytaniem. Spojrzałam znowu na horyzont, myśląc nad zadanym pytaniem. Nie miałam nic innego do roboty, wojny nie było więc wilk z moim stanowiskiem, do niczego się nie przydawał. Jedyne co robiłam całymi dniami, to leżałam w swojej jaskini, nie ruszając się. Nie ruszanie się w takiej temperaturze, było dość nie bezpieczne, gdyż mogło to doprowadzić do odmarznięcia kończyn, powodując iż najpewniej by obumarły. Gniły by, wyżerając każdą cząstkę mojego ciała, więc najpewniej musiała bym mieć je amputowane.
Znowu skierowałam wzrok na basiora, mówiąc.
- Czemu by nie. Jednak to chyba raczej ty powinieneś się zastanowić nad doborem towarzysza na wyprawę, która trwa kilka tygodni, jak to powiedziałeś. Czy nie obawiasz się brać na taką wyprawę wadery, która na pewno jest słabsza pod względem fizycznym od basiora, lecz już nawet pomijając to... Trochę mnie znasz, prawda? Nie obawiasz się brać ze sobą, osoby mojego pokroju? - zapytałam, kończąc moją wypowiedz. On spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- W jakim sensie: ''mojego pokroju''? - zapytał się. Bez zastanowienia się nad odpowiedzią, powiedziałam na jednym tchu, wymieniając moje główne wady, które są na tyle duże, że nie pozwalają na jakikolwiek kontakt między wilczy.
- Pusta, z nieobliczalnymi zachowaniami, pozbawioną empatii osobą, która posiada niepokojącą moc - grania na psychice innym - wymieniłam. Wszystkie te cechy, były niepokojące. Dla osób, które znałam kiedyś, byłam chodzącą kulą niebezpieczeństwa. Na wyprawę, się więc zgodziłam, lecz czy aby jest pewny swojego wyboru pod względem swojego towarzysza podróży? Mimo, iż każdy uważa, że nie mam uczuć, ja je posiadam... Nie było tego po mnie widać, lecz chciałam usłyszeć pocieszającą choć trochę odpowiedź, która by mnie pokrzepiła na moim lodowatym duchu.

<Kastiel? ''W końcu! (...) Jak ja się ciesze'', że ktoś mi w końcu odpisał XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.