Postawiłam łapę na jeszcze świeżym śniegu, prószyło w nocy, więc trochę się tego nazbierało. Włożyłam pyszczek do pierzyny i od razu odskoczyłam. Zawsze tak robię, żeby przyzwyczaić się do tego, że już nie śpię. Trzeba się wtedy rozbudzić. Kiedyś, od razu po wstaniu, waliłam łbem o ścianę. Jednak posłuchałam rad Tear'a, który mówił, że zaszkodzi to mojemu zdrowiu, czaszka mi może pęknąć i tak dalej, i tak dalej... Ale żyję! To jest najważniejsze.
Skoczyłam ze skały. Jak możecie się teraz domyślić, czy też nie. Mieszkam na wieeeeeelkiej skale. I to właśnie na niej znajduje się moja oaza spokoju. O mało nie złamałam sobie łapy. Znowu bym dostała od kotka reprymendę, że jestem nieodpowiedzialna, głupia i jakaś tam jeszcze. Niestety, ja to mam w głębokim poważaniu. Będę sobie robić co chcę, kiedy chcę i jak chcę. Zupełnie tak jak Kastiel. Nasza wielka Gamma - poczujcie ten sarkazm.
Po chwili usłyszałam szmery niedaleko w lasku. Obróciłam się gwałtownie w tamtą stronę i wyczekiwałam na jakikolwiek odzew ze strony tej istoty.
Wtedy własnie nad moim łbem przeleciał ptak... To znaczy, usiadł na moim ramieniu.
- Rejdżi, zauważyłaś gdzieś dzisiaj jakieś małe szczury w pobliżu? - spytała się mnie młoda sokolica.
- Hmm... Dzisiaj to nie... - odparłam cicho, nadal wpatrując się w krzaki, z których dobiegł szmer.
< Kastiel? Może być ktoś inny. A tak btw to nie sprawdzałam, bo się śpieszę. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz